sobota, 6 grudnia 2014

Gęba rozdziawiona i oczy szeroko otwarte.

Przerwa w pracy na "siłkę". W moim przypadku, przedświąteczny spacer z córką, po głównym deptaku miasta i wchłanianie wrażeń. Staram się wyostrzyć zmysły i koncentrować uwagę na nowościach omiatając zaledwie przedświąteczny nastrój.


Uszczypnijcie mnie bo chyba ja to widzę :) Falują miarowo w rozentuzjazmowanym tłumie inwalidów.


Restauratorzy którzy już nie wiedza czy mają: restauracje - club, garmażerię - pub czy grill- zajazd. Wszystko przez pośpiech i brak konsekwencji.

Kiosk "Ruch" - a to, to mnie rozczuliło. Półeczka z pamiątkami - suvenirami z Polski :)
Wydaje mi się, że  jedna z postaci przeszła lekki lifting photoshopowy ale niech tam :)

Wracam do roboty. Dość tych spacerów.

środa, 15 października 2014

Góra cierniowa

Aby nie zapomnieć.
Lubię to miejsce bo przypomina mi rodzinne strony. Zanim wedrze się unifikacja  JW Construction, zanim mieszkańcy wybrukują podwórka kostka Bauma i z każdego wolnego skrawka trawnika zrobią parking, zanim zwężą i wyprostują stary układ urbanistyczny i założą na dachy blacho-dachówkę - DOKUMENTUJĘ ZNIKANIE! Zniknie stara część getta bo jest ciernią w nodze  dla mieszkańców i kalwarią dla rządzących.
Już przepadł dom modlitewny dla kobiet , już wyburzone zostały wąskie bramy na podwórka od strony rynku i znika wybrukowana "kocimi łbami" ul św. Antoniego tak, jak znikł latem tego roku ryneczek przy ul Ks Sajny.
Moi drodzy, oto zacierająca się w pamięci, wiecznie zakorkowana Góra Kalwaria. Miasteczko oddalone zaledwie trzydzieści kilometrów od Warszawy. Miasteczko w swoich fragmentach jak XIX wieczna pocztówka z epoki.. Miasteczko oddalone o jeden kilometr od zamku w Czersku - pierwszej stolicy Mazowsza. Miasteczko z fantastycznym widokiem na dolinę Wisły.

 Dwór cadyka Altera – budynek dawnej siedziby cadyka Icchaka Meir Rothenberga Altera i jego następców.Od 1945 roku magazyn. Obecnie magazyn, jeszcze przez jakiś czas będzie magazynem póki się nie zawali.











piątek, 10 października 2014

Sprzedam - Kupię, kupię - sprzedam!

Kilka słów o handlu rysunkami i planszami komiksowymi.

Od kilku lat, istnieje w Polsce (nareszcie) portal na którym artyści oferują do sprzedania swoje ilustracje i plansze komiksowe. Na świecie to żadna nowość, ilustracjami i planszami handluje się od dawna. Unikatowe ilustracje to dobra inwestycja zwłaszcza te rysowane i malowane klasycznie. Plansze komiksów kultowych, osiągają na aukcjach poważne ceny i z roku na rok ich wartość wzrasta.

Całkiem niedawno małą burzę w szklance wody na fb spowodował B.Polch który wystawił na aukcji DESY kilka swoich plansz i okładek o niebotycznych (jak na nasze realia) kwotach wywoławczych. Jeśli autor, klasyk polskiego komiksu tak wycenia swoja pracę to należy do tego podejść z pełnym szacunkiem. Ja podchodzę i jestem pewien, że tyle dokładnie są warte za ile ktoś je kupił.
Wiem, że fani komiksu w Polsce to ludzie młodzi na tzw. dorobku i nie stać ich na zakup dóbr luksusowych jakimi są niewątpliwie unikatowe grafiki, nie mniej, pokolenie fanów pop kultury z lat osiemdziesiątych, osiągnęło stabilizację, wpadło w wiek średni i wielu z nich osiągnęło sukces finansowy. To, że na ścianach ich domów i mieszkań, pojawiają się unikatowe, dobrze oprawione ilustracje, plakaty, zdjęcia czy plansze komiksów i nie koniecznie tu chodzi o inwestycję, raczej o zmieniające się gusta, staje się standardem. Bo ilustracje, grafiki czy zdjęcia są nadal w Polsce bardzo tanie, świetnie pasują do nowoczesnych wnętrz i są  wyrazem pasji ich właściciela. To, co wisi na ścianach mówi więcej o ich mieszkańcach niż wieloletnia psychoterapia.
Nie sądzę aby ilustracja lub plansza komiksu sprzedana za 200 zł była ekwiawlentem włożonego wysiłku lub czasu spędzonego nad jej wykonaniem. To jasne, że popyt kształtuje podaż i nie warto wkładać paluchów w imadło aby coś stopować, ganić lub uchowaj Boże - potępiać! Każdy autor ma swoje motywacje którymi się kieruje przy sprzedaży swojej pracy i niech tak pozostanie.
Nawet gdy rynek wypełni się albumami oryginalnych  plansz, to nadal będą cenne i unikatowe.
Jednego będę bronił: nie wolo porównywać cen za unikatowe ilustracje różnych autorów i argumentować chęć zakupu, powołując się kwotę zapłaconą u kogoś innego.


Jeśli chcesz  jeździć mini cooperem to musisz wydać dwa razy więcej niż kosztuje hyundai i30 mimo, że oba samochody maja silniki, cztery koła, kierownicę i manualna skrzynię biegów. Nie wyobrażam sobie dyskusji z dilerem samochodowym coopera na poziomie : a hyundai ma pięć drzwi i jest pięcioosobowy a wasz cooper tylko cztery!
 Nie, to nie!A to przecież tylko przedmioty produkowane w setkach tysięcy identycznych egzemplarzy :)

środa, 8 października 2014

Kto pryta - nie błądzi!

Nie podzieliłem się uwagami z ubiegłorocznej produkcji... :) pryta była znakomita - tak twierdzi uznany przeze mnie autorytet z branży alkoholowej L.G. koneser nieco dziwnych alkoholi.
W tym roku, odważnie potroiłem nastaw. Co prawda, po zdjęciu czapy ubyło zawartości ale liczę, że na domowe potrzeby wystarczy.
Pierwszy tydzień fermentacji minął spokojnie i zgodnie z prastarą receptutą.
Po zdjęciu czapy, nakarmieniu drożdży (liczę na 16% i łapki zacieram) przelaniu zawartości, zaczynam drugi etap fermentacji zamkniętej :) mmmmm trzy tygodnie :)



środa, 17 września 2014

10!

W ramach dziesięciu trzepnięć po głowie, pozwalam sobie wymienić kilka filmów które odcisneło piętno na moim postrzeganiu świata.
Zaczyna się tak:

Przebłysk wspomnienia z dzieciństwa: Niedzielne przedpołudnie, starszy brat siedzi przed telewizorem (Tosca Lux) i płacze ze śmiechu choć nie słychać z tv żadnego dialogu tylko dźwięki fortepianu. Na ekranie czarno-białego telewizora, smutny pan o wyłupiastych oczach, siada na metalowym drążku łączącym dwa ogromne koła i zaczyna się miarowo kołysać w górę i do dołu bo właśnie lokomotywa ruszyła. Tylko Baster Keaton mnie śmieszy z plejady znakomitych komików  okresu złotej burleski. Człowiek o kamiennej twarzy bez wyrazu jak głowa manekina ale to, co go spotyka na ekranie jest aż do bólu ludzkie, podszyte bezradnością i przypadkiem.
1- GENERAŁ - Baster Keaton



 Film który jak sądzę, nigdy się nie zestarzeje. Zawiera w sobie wszystkie elementy współczesnego kina gangsterskiego i rewelacyjny casting. Wielokrotnie śniły mi się wariacje na temat tego filmu.
2 MATNIA - Roman Polański



Nie lubię westernów bo są jak kiepski spektakl teatralny z podręcznikowym prowadzeniem akcji. Zdaję sobie sprawę, że to konwencja, że musi być ten dobry i ten zły, że musi pojawić się kobieta(najlepiej przyjezdna tancerka do lokalnego saloonu) że musi być szeryf - zazwyczaj z niechlubną przeszłością i który przechodzi przemianę, że mogą pojawić się Indianie, chciwy bankier itp wreszcie, pojedynek i zanikający jeździec w poświacie zachodzącego słońca.
Dla mnie mistrzem tego amerykańskiego gatunku jest Włoch który kręcił filmy w Hiszpanii. Mimo schematu, różni go od wypudrowanych amerykańskich westernów dążenie do realizmu. Pot, zmęczenie, brud bylejakość egzystencji, przypadkowość stroju i dłuuuuugie fragmenty ciszy przed gwałtowna burzą oraz zapadająca w pamięci muzyka. Nie lubię westernów ale kocham Sergio Leone!
3 WSZYSTKIE  WESTERNY- Sergio Leone.



Na hasło aktor, mój mózg generuje twarz Marlona Brando i dopiero wtedy, zastanawiam się kto jeszcze? Oglądałem dwa kiepskie filmy z Brando "Bunt na Banty" i "Księżniczkę z Szanghaju" wszystkie pozostałe, są dobre i bardzo dobre i dwa znakomite. Ten który wgryzł się w moją wyobraźnię - jest genialny.
4 OSTATNIE TANGO W PARYŻU - Bernardo Bertolucci



Od 1968 roku, filmy tego reżysera są jak płynący potok. Można do niego wejść, można się napić ale nie da się nic trwałego zachować na później poza wrażeniem. Ciągle zmienia się kontekst tych arcydziełek. Ten film, to świadoma idealizacja dzieciństwa i wszystko to, co sam chciałbym przeżyć.

 5 AMARCORD - Federico Fellini



Ten film odcisnął swoje piętno nie tylko na mim pokoleniu. Poetyckie kino SF, surrealizm ziejący pozorną nudą jak u Rene Magritte. Ta odrealniona nuda i wilgotna cisza zapowiada coś nieuchronnego. Wyczekiwanie monotonnie urasta do granic wytrzymałości i bach! Kulminacja! Bez fajerwerków ale w pełni zaspokaja oczekiwanie. W tym filmie, wszystko jest nie tak jak być powinno bo w tym filmie, nie ma rozrywki.
Mimo, że z powodów cenzuralnych dla autorów tekstu literackiego rzecz dzieje się w przegniłej materializmem Ameryce to autor filmu zrobił z niego piękną alegorię rosyjskiej niemocy i nostalgii.
 6 STALKER -Andriej Tarkowski



Jeśli nosisz uszyty na miarę mundurek, Bierzesz udział w rekonstrukcjach historycznych. Jesteś patriotą który w bezpiecznych warunkach wywija szabelką a nawet nie byłeś na przeszkoleniu w armii, to obejrzyj ten film! To jesteś ty, przez 240 minut na prawdziwej wojnie choć nadal bezpieczny.
7 IDŹ I PATRZ - Elem Klimow



Myślicie, że to melodramat? Popłuczyny "kina moralnego niepokoju?". Jesteście w błędzie, to kino SF! Tak bliskiego SF, że dotyka prawie każdego z nas, wystarczy, że przekroczymy granicę wytrzymałości, granice  samotności, wyobcowania i bezowocnego oczekiwania na cokolwiek. Tak wygląda lot w nieznane.
Przed obejrzeniem tego filmu nie sadziłem, że tak można wyprać z emocji. Nie sadziłem, że można obejrzeć film bez cienia szansy na kilka sekund refleksji podczas seansu. Ten film od początku atakuje wszystkie zmysły i nie popuszcza aż do końca. Najlepszy film tego reżysera i jedyny dobry.
8 OPĘTANIE - Andrzej Żuławski



Świetna książka, znakomita fabuła i nieprawdopodobnie idiotyczne zakończenie. Liczyłem na coś ekstra a dostaje badziewie. Trudno mi uwierzyć, że motywacja zabójstw była tak błaha nie tylko z dzisiejszego punktu widzenia. Książkę czyta się bardzo dobrze ale mam wrażenie, że powstała między innymi aby obronić postawę średniowiecznego kościoła wobec innowierców stawiając ich w karykaturalnym świetle. Świetny konflikt nauki z "nauka" kościoła. Fantastyczna scenografia filmu.
9 IMIĘ RÓŻY - Jean Jacques Annaud


Dziesiątka nadal czeka na odkrycie. Niestety, z wiekiem staję się bardziej wymagający i nie uwodzą mnie filmy przesycone efektami specjalnymi. Jak zauważyłeś czytelniku, nie fascynuje mnie kino amerykańskie tak, jak nie fascynuje mnie sama Ameryka.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Szkoła

Miało już nie być sentymentów ale wreszcie udało mi się opublikować filmik na You Tube który skleiłem z materiałów własnych i A.Opoki na rocznicę matury. Szkoła o której filmik opowiada to PLSP w Warszawie przy ul Smoczej 6.


Filmik znajduje się tu: https://www.youtube.com/watch?v=d0j4XrIaZYU Miłego oglądania , wasz miś z okienka.

piątek, 23 maja 2014

Jestem mentalnym Czechem.

Miałem już w życiu epizod bycia Żydem z nadania starszych pań, broniących jak własnej cnoty zwrotu skrawka parkingu gminie żydowskiej ale od wielu lat, za sprawą Muchy, braci Saudków, Hrabala  i Kundery jestem mentalnym Czechem i nic nie wskazuje na to, abym szybko się przechrzcił bo dopełnia mojego "pepiczkostwa" Mariusz Szczygieł oraz takie oto widoczki:

Jeden z ciekawszych Hoteli na Hradczanach, ładnie wkomponowany w otoczenie i potraktowany z niezwykła starannością. Litwini mają się czego uczyć od praktycznych Czechów.

Żaden Czech nie ma wpojonej genetycznie obrazy uczuć... jakichkolwiek uczuć o czym opowiada przykład nr2:

Dla niewtajemniczonych dodam, że dwaj panowie sikają na kontury swojego Państwa. Znakomita rzeźba Davida Cernego który kilka tygodni temu, dał wyraz swojej dezaprobaty dla poczynań zidiociałemu rządowi, wodując na wysokości Hradczan taka oto refleksję:



Dzięki powstaniu 44 nie mamy podobnych widoków. Czesi też mieli swoje praskie postanie ale nie przyszło im do głowy żeby cokolwiek niszczyć.
I na koniec jeszcze coś!



Żaden barman w Warszawie nie potrafi nalewać piwa. Prawdopodobnie wynika to bylejakości wszystkiego co go otacza więc po co ma się uczyć robić to porządnie? Studenci i tak je wypiją a nie studenci pojadą do Czech!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Dymek, że palce lizać

Co roku o tej porze, tworzymy przedświąteczne dzieło sztuki którego konsystencji, smaku, ani zapachu opisać nie umiem. Złośliwi twierdzą, że co roku jest gorzej i gorzej i że szkoda czasu i energii na próżniacze siwodymienie przy piwku, lepiej umyć okna i wywieść złom.  Łatwiej jest pójść gdzieś pod" halę babiną" i kupić u pokątnego handlowca kilogram tego czy owego.
Złośliwcy nie wiedzą co czynią i co by stracili. Nie twierdzę, że osiągnęliśmy ideał bo w końcu "nie chodzi o to by złapać króliczka ale by gonić go!" Bracia wędkarze to wiedzą! Zamiast szczegółowego opisu - FOTY:



Mniamka boczusiowa!

wtorek, 25 marca 2014

Co puka od środka w czaszkę.

W ciągu ostatniego miesiąca rozdziewiczyłem kilka książek zalegających od lat na półce, grzecznie czekając na swoja kolejkę do przeczytania. Nim się zorientowałem, stały się klasyką i wstyd byłoby trzymać je nadal w takim niebycie.
Z bestsellerami, klasykami i pozycjami kultowymi, mam do czynienia na co dzień (wystarczy wejść do byle księgarni) i mocno się te pojęcia wyświechtały głównie za sprawą tych, którym na selekcji w śmietniku powinno najbardziej zależeć aby podnieść rangę deficytowego czytelnictwa. Pozycje które wybieram dla siebie, klasyfikuję po przeczytaniu pierwszych dziesięciu kartek. Zajawki na skrzydełkach okładki lub bałwochwalcze peany nad autorem, pisane przez innych autorów, nic dla mnie nie znaczą. Po tych kilku stronach, niektóre odkładam z powrotem na półkę - nie trafiły na mój nastrój, inne czytam a jeszcze inne... wyrzucam bo nie mam do książek nabożnego stosunku. Nie mam ulubionych autorów, ulubionych wydawców, nie mam ulubionej gramatury papieru lub magicznie działającego koloru na okładce. Jedyna magia, to wspomniane wcześniej dziesięć kartek które albo odepchną na zawsze albo staną się tak natrętne, że zostawię wszystko aby książkę rozszyfrować.
 Z bólem odłożyłem ponownie na półkę czwarty tom "Pana Lodowego Ogrodu" Grzędowicza aby nie wracać do wcześniejszych tomów w celu przypomnienia sobie akcji oraz "Siewcę wiatru" Kossakowskiej z powodu stanu umysłu. Pożegnałem się na dobre po kilku stronach z "Diabelską przypadłością" Dąbały i "Myślami nowoczesnego endeka" Ziemkiewicza. Połknąłem" Miedziankę- historię znikania" Springera ale odpuściłem sobie na zawsze "Wypalanie traw" Jagielskiego. Zachłysnąłem się "Galeonami wojny" Komudy i zacząłem nękać "Narrenturm" Sapkowskiego po wcześniejszym rozczarowaniu "Żmiją". Darowałem sobie "Morfinę" Twardocha - nie moje klimaty i grzecznie odłożyłem na półkę "Czarny horyzont" Kołodziejczaka. Nie ma w tym moim czytelnictwie żadnego klucza ani myśli przewodniej, jest nastrój i potrzeba chwili. Czasami wystarczy przeczytane jedno zdanie wyrwane z kontekstu i nurkuję w tekst.
Takim zdaniem było: Spieprzyliście ten strop, cieśle!
Historia ledwie zaczęta ale pobudziła moją wyobraźnią. Zdanie, które nie ma żadnego odniesienia w akcji, zdanie niedokończone, zdanie otwierające furtkę za którą jest niespodzianka. Autora tego zdania na próżno szukać na półkach księgarskich bo autor, mimo że na to zasługuje, jeszcze nie nabrał odwagi aby się tam znaleźć.



Inspektor Zawartka, jeszcze pokaże na co go stać. Mam takie przekonanie :)

poniedziałek, 3 marca 2014

Zimowy atak od północy!!!



W nawale zaskakujących zdarzeń, światowe media nie odnotowały niebywałego sukcesu polskich Świętorzyżowców którzy podjęli zimową próbę zdobycia "Łysicy" od strony północnej, szlakiem Żeromskiego. Najwyższy szczyt tego masywu nie cieszy się popularnością o tej porze roku ze względu na zalegający sypki śnieg który stwarza duże niebezpieczeństwo nawet dla rasowych i dobrze przygotowanych wspinaczy wysokogórskich.
Po wycofaniu się zaledwie miesiąc wcześniej wspinaczy z Wybrzeża kości Słoniowej, próbę ataku na szczyt podjęli Polacy. 
Grupa złożona z dwóch świętokrzyżców, niespodziewanie, około godziny 12.00 przy dźwiękach religijnych pieśni z pobliskiego klasztoru, zaatakowała górę bez wymaganych certyfikatów na wspinaczkę.Tak trudną decyzję podjął osobiście kierownik zespołu ze względu na ciągle zmieniająca się sytuację baryczna u podnóża góry.
Wejście na poziom320m, do pierwszej bazy, odbyła się bez niespodzianek. Nigdzie nie zalegały osuwające się kamienie, rwące potoki wody spływające ze szczytu nie zerwały kładek i nie podtapiały szlaku.




Pierwszy wyruszył młodszy i mniej doświadczony uczestnik co byłą mądrą decyzją, być może decyzją, która zaważyła na dalszych losach wspinaczki. Kierownik grupy, dostosował się do tępa i warunków psychofizycznych atakujących szczyt i rozważnie stosował taktykę na tym zdradzieckim szlaku.


PIERWSZA BAZA. Zmęczenie daje się we znaki ale otaczająca natura rekompensuje cały włożony trud. Na tej wysokości las bukowy powoli zamienia się w sosnowy a gładka droga w  gołoborza.


DRUGA BAZA  Po wyczerpujących 30 minutach, świętokrzyżowcy dotarli do drugiej bazy. Na tej wysokości niezbędne było uzupełnienie płynów w organiźmie. Dłuższy odpoczynek i regeneracja sił były niezbędne do ostatecznego ataku.


Atak na szczyt nastąpił ok godz 12.45 czasu środkowoeuropejskiego. Na drżących nogach, łapiąc resztki rozrzedzonego powietrza, polscy świętokrzyżowcy zdobyli 612 metr tej posępnej góry.


Ten wielki sukces polskich świętokrzyzowców być może nakłoni Polski rząd do większej popularyzacji sportów wyczynowych w naszym kraju oraz rozsławi pasmo najstarszych gór w Polsce stawiając je na równi z odległymi himalajami a nai świetokrzyżowcy, dołączą do grona elitarnego klubu alpinistów i himalaistów.