Zdumiało mnie kiedyś, że Andrzej Mleczko, ma tak ładnie ułożoną pracownię. Wszystko leży na swoim miejscu w ładnie wystudiowanych pozach, gotowe do użycia przez rysownika. Mleczko w kilku zdaniach pod zdjęciami z pracowni wyjaśniał, że jest człowiekiem niezwykle praktycznym dlatego w jego pracowni i w jego domu nie ma miejsca na przedmioty których nie używa. lekko zakwiliłem jak opowiedział, że wyrzucił nową zmywarkę (a zmywarkę trzeba mieć w domu) bo nie gotuje sobie posiłków i była mu zbędna - AUUĆ!
Miałem dużo dobrej woli aby moje miejsce pracy było tak estetyczne i zachęcało do przyjemnie spędzonego czasu.
U mnie się tak nie da. Nie lubię zamkniętych drzwi jak pracuję. Stłumiony hałas radia i krzątanina za plecami pomagają mi w koncentracji. Lubię odnajdować na stole zaginione przedmioty i dokładać nowe aby je "mieć na oku". Niedawno, zdechła nam pralka - rzecz całkiem normalna tuż przed świętami, ale stoi na swoim miejscu, wypełniając sobą przestrzeń przeznaczona tylko na pralkę. Na szczęście mamy drugą, rezerwową która postawiona prowizorycznie w garażu, wykonuje niewolnicza pracę za łyk płynu do prania w mało estetycznej przestrzeni. Ale cóż, taką rolę życiową jej wyznaczyliśmy.
Pudełko z ołówkami.
Poddasze. Potrzebuję dużo powietrza ze względów praktycznych. Latem, duża pracownia wolniej się nagrzewa i dzięki temu, mogę w niej spędzić więcej czasu. Trzy i półmetrowy stół z brzozy, który wykorzystuję w 1/3 bo tyle zazwyczaj potrzebuję do pracy. To, co się odkłada dookoła na pozostałej części blatu, to rodzaj notatnika i tak np: wkrętarko- wiertarka przypomina mi, że powinienem zawiesić kilka obrazków na ścianie, ale jeszcze nie teraz. Otwarta książka na opowiadaniu z którego mam zrobić komiks przypomina o nie ubłagalnie biegnącym czasie. Stare kasety VHS, że powinienem je wreszcie przekopiować cyfrowo bo zżera mnie ciekawość co zawierają a "kopiki" - dawno wysuszone pisaki, uspakajają mnie przypominając lata prosperity. Od czasu do czasu, ruchem posuwistym wygodnego fotela na kółkach, przemierzam cała długość stołu aby na coś zerknąć lub pomyszkować w stercie papierzysk.
Pudełko z pędzelkami
Kila dni temu, z przyjemnością obejrzałem dokument o jednym z największych malarzy współczesnych (niestety już nie żyjącym) Francisie Baconie. Kolejne zaskoczenie. Jak to możliwe, że tak subtelne obrazy, bardzo wystudiowane kolorystycznie i dość precyzyjne, powstawały na takiej nieestetycznej kupie śmieci? Pomyślałem, że nie wielkość pomieszczenia, nie otoczenie ale aura którą sam sobie stworzył miała decydujące znaczenie w jego malarstwie. Cóż, pejzażystą nie był i widoki z okna nie były przydatne w jego pracy ale gdzie w takim bałaganie znaleźć tzw. "odejście" aby popatrzeć na obraz z perspektywy? Bo miniaturek też nie malował.
Mam to szczęście, że mam drugą pracownię. Duże, wygodne i dobrze oświetlone pomieszczenie. Lubię zapach terpentyny i oleju lnianego, lubię taplać się w farbie. Niestety,
coraz rzadziej ją wykorzystuję w każdym razie, nie tak często jak
powinienem. Malowanie, to bardzo zazdrosna o czas dyscyplina a ja,
maluję długo, zmieniam, poprawiam i najczęściej psuję pierwotne
założenie na obrazach i co tu dużo gadać, opuszczam "pudełko z pędzelkami" z poczuciem straconego czasu. A ołówek na to: a co? Nie mówiłem?
Fantastyczny warsztat
OdpowiedzUsuń:) Dzięki. Muszę tylko spalić zbyt często wiszącą na klamce wywieszkę "zaraz wracam":)
OdpowiedzUsuń